15 lutego 2014

ROZDZIAŁ DRUGI - Witaj w domu!

     Gdy ponownie otworzyłam oczy, byłam już w klasie. Nad sobą zobaczyłam zatroskane twarze Darka, Eweliny i nauczyciela historii.
- Boże Karolina! Nic ci nie jest? - pierwsza odezwała się moja przyjaciółka.
- Nie... Chyba nie. - odpowiedziałam niepewnie, próbując się podnieść. Po chwili z pomocą Darka i nauczyciela stałam już na nogach. Chłopak cały czas mocno mnie trzymał, bo nie mogłam jeszcze pewnie stać o własnych siłach.
- Darek zaprowadzisz Karolinę do pielęgniarki? - spytał nauczyciel.
- Tak, jasne. - odpowiedział bez zastanowienia.
- Ja też mogę iść? - spytała szybko Ewelina.
- Dobrze, idź też. - zgodził się nauczyciel.
- Co ci się w ogóle stało? - spytała dziewczyna, gdy wyszliśmy na korytarz.
- Nie widziałaś... Zemdlałam... - odpowiadam niezbyt grzecznie. Cały czas myślę co się przed chwilą zdarzyło. To co widziałam, to był tylko kolejny sen? Sama nie wiem, w każdym razie co by to nie było, było bardzo dziwne.
- Spokojnie! Po prostu się o ciebie martwię. - tłumaczyła Ewelina podniesionym głosem.
- Tak, wiem... Przepraszam, ale chyba jeszcze nie doszłam do siebie. - stwierdziłam cicho.
- Rozumiem, nie szkodzi. - odpowiedziała bez przekonania.
           Po chwili siedziałam już u pielęgniarki. Kobieta oczywiście wypytywała mnie o masę różnych rzeczy: czy nie zażywam jakiś tabletek, czy nie jestem na coś chora itp.Chciała poznać przyczynę mojego omdlenia. Ja doskonale wiedziałam jak ona jest, ale nie miałam zamiaru jej o tym mówić. Intuicja podpowiadała mi, że te bóle głowy nie były przyczyną choroby, tylko czegoś innego. Może związanego z zielonookim? Jeszcze nie wiedziałam co je powoduję, ale postanowiłam się dowiedzieć. W końcu kobieta doszła do wniosku, że jestem przemęczona i powinnam odpocząć. Wypisała mi zwolnienie z lekcji i wysłała do sekretariatu, żebym znalazła kogoś kto będzie mógł mnie odwieść do domu. Cieszyłam się z tego, co prawda głowa bolała mnie coraz mniej, ale w domu będę mogła sobie wszystko spokojnie przemyśleć.
***
- Na pewno niczego nie potrzebujesz? - spytała pani pedagog, podjeżdżając pod mój dom.
- Na pewno, dam sobie radę. - odparłam, lekko się uśmiechając.
- No dobrze, to trzymaj się! - powiedziała kobieta, gdy wychodziłam z samochodu.
- Dziękuję, do widzenia! - zawołałam, zamykając drzwi. Gdy kobieta odjechała skierowałam swoje kroki do domu. Miałam nadzieję, że nikogo tam nie zastanę. Chciałam być teraz sama. Cały czas zastanawiał mnie ten sen...
      Zielonooki śnił mi się od kiedy skończyłam dwanaście lat. Na początku w moich snach pojawiał się parę razy w roku. Jednak z biegiem lat częstotliwość jego występowania zwiększyła się. W ostatnich dwóch miesiącach spotykałam się z nim prawie każdej nocy. Sen zawsze był taki sam. Jestem na jakiejś górze, on się pojawia, wystraszona cofam się i wpadam w przepaść, chłopak chcę mi pomóc, ale ja mnie ufam i spadam... Dlaczego tym razem było inaczej? Może to wcale nie był sen? Ale jeśli nie sen, to w takim razie co? Nie wiem.... Mam mętlik w głowie. 
       Z ciężkim westchnięciem położyłam się na łóżko. Miałam dość dzisiejszego dnia. Po chwili postanowiłam przebrać się w coś wygodniejszego. Gdy to zrobiłam, położyłam się ponownie, zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć.
- Serafino... - usłyszałam czyjś szept. Otworzyłam oczy i usiadłam na łóżku, lekko przestraszona. Rozejrzałam się dokładnie po pokoju, ale nikogo w nim nie było. Musiałam się zdrzemnąć i po prostu coś mi się przyśniło. Odetchnęłam z ulgą, wracając do pozycji leżącej. Jednak nie mogłam już zasnąć. Zeszłam do salonu i włączyłam telewizor.  Jak zwykle o tej porze nie znalazłam nic ciekawego. 
    Spojrzałam na zegarek. Za pół godziny moja młodsza siostra, Marysia, kończy lekcje. Postanowiłam, że zrobię jej niespodziankę i pójdę po nią. Zawsze odbierała ją nasza sąsiadka, której córka jest przyjaciółką Marysi. W ich domu mała czekała na przyjazd mamy z pracy. Wstałam z sofy, ubrałam trampki i wyszłam na dwór. Po drodze weszłam jeszcze do domu pani Joli.
- Dzień dobry! - powiedziałam z uśmiechem, gdy drzwi się otworzyły.
- Dzień dobry! A ty nie w szkole? - spytała zdziwiona kobieta.
- Nie, zwolniłam się. - wyjaśniłam jej.
- Aha, rozumiem. Co cię do mnie sprowadza? - spytała kobieta, uśmiechając się.
- Przyszłam powiedzieć, że idę odebrać Marysię ze szkoły, więc mogę też zabrać Oliwię. Nie musiała by pani po nią iść. - odpowiedziałam.
- To dobry pomysł. Dziewczynki na pewno się ucieszą. - zgodziła się sąsiadka.
- Świetnie. To do zobaczenia! - zwołałam, schodząc ze schodów. 
          Po upływie kilku minut stałam pod szkołą mojej siostry. Gdy rozbrzmiał dzwonek z budynku zaczęła wychodzić chmara dzieciaków. Starałam się w  tym tłumie dostrzec gdzieś moją siostrę lub jej przyjaciółkę. Po chwili zobaczyłam moją kochaną blondyneczkę w kręconych włosach. Mała dojrzała mnie prawie w tym samym momencie. Na jej twarzyczce zagościł słodki uśmiech i już po chwili była obok mnie, ciągnąc za sobą Oliwię.
- Karola!!! - zawołała, przytulając się do mnie.
- Cześć myszko! - powiedziałam, także ją przytulając. Chociaż dzieliła nas dość duża różnica wieku świetnie się dogadywałyśmy. Marysia jak na uczennice pierwszej klasy była bardzo dojrzała i rozumiała wiele rzeczy. Często  można było podyskutować z nią nawet na te poważniejsze tematy.
- Cześć Karolina! - powiedziała Oliwka, szczerząc się do mnie.
- Hej młoda! - odpowiedziałam, podając jej rękę.
- Gdzie jest moja mama? - spytała dziewczynka, rozglądając się po placu przed szkołą.
- W domu... Dzisiaj ja po was przyszłam. - wyjaśniłam. Po chwili skierowałyśmy swoje kroki w stronę dom. Dziewczynki paplały przez cały czas wesoło. Dzięki nim odrobinę poprawił mi się humor.
     Gdy weszłyśmy do domu Marysia od razu pobiegła włączyć telewizor. Nawet nie zaniosła plecaka do swojego pokoju, tylko rzuciła go w kąt. Z mamą zapewne by to nie przeszło, ale ja pozwalałam jej na więcej. Po zdjęciu butów, wzięłam plecak małej i zaniosłam go do jej pokoju. Po drodze weszłam też do swojego pokoju i zabrałam z niego laptopa. 
- Zjesz coś? - spytałam, wchodząc do salonu. Marysia oczywiście oglądała swoją ulubioną bajkę - Scooby Doo.
- Yhym. - odpowiedziała, nie odrywając wzroku od ekranu. Zostawiłam, więc laptopa na stoliku i udałam się do kuchni. Postanowiłam, że przygotuję tosty. Powyciągałam na blat potrzebne produkty i zabrałam się do robienia posiłku. Po 10 minutach jedzenie było gotowe, więc wróciłam spowrotem do salonu.
- Wcinaj. - powiedziałam, kładąc przed dziewczynką talerz z tostami.
- Dzięki. - odpowiedziała, się sięgając ręką po kawałek.
         Podczas, gdy Marysia oglądała bajkę, postanowiłam zająć się swoimi sprawami. Włączyłam laptopa w celu sprawdzenia poczty i Facebooka`a. Jednak po chwili poczułam w kieszeni wibrujący telefon. To dzwonił Darek.
- Halo? - odezwałam się, przykładając komórkę do ucha.
- Hej! I co jak się czujesz? - usłyszałam zatroskany głos chłopaka.
- O wiele lepiej, głowa już mnie nie boli. - odpowiedziałam.
- To świetnie! Może dasz się wyciągnąć na spacer? - spytał niepewnie.
- W sumie to czemu nie? Dobrze mi to zrobi. - zgodziłam się.
- To za dwadzieścia minut będę u ciebie. - poinformował.
- Ok... Marysia też pójdzie z nami.
- Fajnie. Zabrać ze sobą Dianę? - zaproponował.
- Świetny pomysł. Mała się na pewno ucieszy. - odparłam, rozłączając się.
- Marysia, idziemy na spacer z Darkiem i Dianą? - spytałam siostrę,chociaż doskonale wiedziałam, że się zgodzi.
- Tak, tak. - zawołała, wesoło podskakując na kanapie.
         Diana to śliczny labrador koloru biszkoptowego. Jak chyba każdy pies tej rasy jest bardzo przyjacielska i uwielbia dzieci. Zawsze, gdy wybieramy się z nią na spacer trudno jest Marysi się z nią rozstać. 
        Po pewnym czasie usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Byłam przekonana, że to Darek. Wstałam i szybko podeszłam otworzyć drzwi. Jakie było moje zdziwienie, gdy przed sobą nie zobaczyłam mojego kolegi, tylko jakiegoś całkiem obcego chłopaka. Swoją drogą bardzo dziwnie wyglądającego.
     Chłopak miał rude włosy, sięgające aż za ramiona. Okalały one jego strasznie bladą twarz i opadały na czoło, przez co trudno było dostrzec kolor jego oczów. Był ubrany jak ktoś z innej epoki. Chociaż był może tylko dwa lata ode mnie starszy, wyglądem całkowicie odstawał od współczesnego świata.
- W czym mogę pomóc? - spytałam, patrząc na niego badawczo.
- Witaj Serafino! - powiedziała nieznajomy, tajemniczo się uśmiechając. Przestraszyłam się... Przecież słyszałam dzisiaj już to imię, kiedy spałam. Spojrzałam na niego wielkimi ze zdziwienia oczami i starając się, aby mój głos zabrzmiał jak najbardziej naturalnie, powiedziała:
- Przepraszam, ale chyba musiałeś mnie z kimś pomylić.
- Nie, to ty się mylisz. Doskonale cię znam. - odpowiedział, odgarniając włosy z czoła. Dopiero teraz mogłam dokładnie zobaczyć jego oczy. Po raz kolejny moje serce zabiło mocniej. Kolor jego oczów był fioletowy. 
- Daj mi spokój! Ja cię nie znam! - powiedziałam drżącym głosem.
- Jestem Prosper. Nie bój się mnie. Przybyłem, aby ci pomóc. - odpowiedział spokojnie, wyciągając rękę.
- Nie dotykaj mnie! Wynoś się stąd, wariacie! - krzyczałam, cofając się.
- Spokojnie... Jeśli chcesz poznać tajemnice swojego snu przyjdź o północy do parku. - powiedział, odchodząc. Patrzyłam oniemiała na oddalającą się postać. Po chwili zniknął za zakrętem.
- Karola, kiedy przyjdzie Darek? -  z osłupienia wyrwał mnie głos Marysi.
- Powinien już być. - odrzekłam, po chwili zastanowienia.
- Ale go nie ma. - odpowiedziała. W jej głosie można było wyczuć zniecierpliwienie.
- To zakładaj buty i wyjdziemy po niego. - zaproponowałam, próbując się uśmiechnąć.
- Dobrze. - odpowiedziała, wchodząc do domu. Po chwili wróciła, pytając:
- A mogę się jeszcze przebrać? Bo ciepło jest... 
- Faktycznie, załóż jakieś spodenki. 
      Zostałam przed domem sama. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że Marysi to przebieranie zajmie trochę czasu. Była to taka mała modnisia. Przywiązywała więkaszą uwagę do stroju, niż ja. Wszystko musiało idealnie do siebie pasować kolorystycznie. Z tego powodu prawie każdego ranka miała miejsce kłótnia z mamą, bo naszej księżniczce nie podobały się wcześniej przygotowane rzeczy. Zawsze coś jej nie pasowało.
      Z westchnieniem usiadłam na schodach. Byłam wykończona psychicznie. Zbyt wiele się dzisiaj wydarzyło. Najpierw to dziwne omdlenie w szkole, a teraz jeszcze ten nienormalny chłopak, Prosper. Nie daję już rady. Wiele myśli plącze się w moje głowie, sama się w nich gubię. To wszystko jest takie nierealne. Jestem przekonana, że rudowłosy chłopak nie pochodzi z naszego świata. Nie ma takiej opcji. Jego wygląd, ubiór i zachowanie mówią same za siebie. Czy w takim razie ja jestem taka jak on? Przecież w ogóle go nie znam. Jednak on wie o mnie bardzo dużo. Skąd dowiedział się o moim śnie? Przecież nikomu o tym nie mówiłam. To nie może być zwykły przypadek. On musi mieć z tym wszystkim coś wspólnego. Muszę się z nim spotkać. Choćby po to, aby dowiedzieć się co znaczy sen o zielonookim. 
        Przed oczami zobaczyłam wielki biały pysk. Po chwili na czubku mojego nosa poczułam mokry język Diany. Ze śmiechem pogłaskałam czule suczkę. Po przywitaniu merdając wesoło ogonem, odbiegła w stronę swojego właściciela. 
 - No nareszcie. Marysia już się nie niecierpliwiła. - powiedziałam do zbliżającego się Darka.
- Przepraszam, ale musiałem jeszcze pomóc tacie. - wyjaśnił, siadając obok mnie.
- Rozumiem. - odparłam cicho. Przeszła mi już całkowicie ochota na spacer. Teraz moje myśli zaprzątała tylko jedna sprawa. Nie mogłam się nad niczym innym skupić.
- Co taka zamyślona? - spytał, po chwili chłopaka.
- Wydaje ci się. Jestem po prostu trochę zmęczona. -skłamałam.
- Aha. Nie chcesz to nie mów. - odparł cicho. Rozgryzł mnie. Fakt nie potrafiłam kłamać, ale nie miałam też zamiaru mu wszystkiego wyjawiać. Pewnie uznałby mnie za wariatkę.
- Darek, po prostu nie chcę teraz o tym rozmawiać. - wyjaśniłam, siląc się na uśmiech.
- Rozumiem. Ale wiedz, że zawsze cię wysłucham. - odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy.
- Dzięki. Pójdę po Marysię. - powiedziałam, spuszczając wzrok.
         


         Szliśmy w milczeniu przez park. Nie miałam ochoty się odzywać. Czułam na sobie wzrok Darka. Było mi trochę głupio z powodu mojego zachowania. Dobrze, że przynajmniej Marysia świetnie się bawiła. Szła przed nami zadowolona, prowadząc na smyczy Dianę. Suczka wiernie dreptała obok niej, co chwile domagając się pieszczot.
- Co tam w szkole? - spytałam, chcąc przerwać ciszę.
- Nic. - odparł beznamiętnie. Chyba się obraził. Jeszcze tego mi brakowało. Muszę coś z tym zrobić. Przecież nie chcę przez to wszystko stracić najbliższych, ale nie mogę też nikomu o tym powiedzieć. W każdym razie jeszcze nie teraz. Sama nie byłam gotowa na poznanie prawdy.
- Darek... Ja przepraszam... Wiem, że ostatnio jestem jakaś inna... Ale mam po prostu pewne problemy. - zdobyłam się na odwagę.
- Problemy? To dlaczego nie powiedziałaś o nich mi albo Ewelinie? - spytał z pretensją w głosie.
- Na razie nie mogę nikomu o tym mówić. - wyjaśniłam cicho, patrząc w ziemię.
- A może nie chcesz? - spytał, zatrzymując się.
- O co ci chodzi? - rzuciłam, odwracając się do niego.
- Mi? To ty ostatnio jesteś jakaś dziwna. - stwierdził, nawet na mnie nie patrząc.
- Wiem, ale to nie znaczy, że muszę wam się ze wszystkiego spowiadać. - odparłam, chcąc odejść do siostry.
- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. - usłyszałam za sobą zrezygnowany głos chłopaka.
- A nie jesteśmy? - spytałam, nie odwracając się.
- Przyjaciele nie mają przed sobą tajemnic. - odparł, podchodząc do mnie.
- Ewelina też tak o mnie myśli? - spytałam. Miałam nadzieję, że chociaż ona będzie potrafiła mnie zrozumieć. Przecież to zawsze ją najtrudniej było skłonić do zwierzeń.
- Tak, ona też. - odpowiedział pewnie.
- Dobrze wiedzieć! Po prostu super! - powiedziałam odchodząc. Nie czekając na chłopaka podbiegłam do Marysi, która bawiła się z Dianą kilka metrów od nas. 
- Chodź! Musimy iść. -  powiedziałam, łapiąc ją za rękę.
- Ale ja... - protestowałam mała.
- Powiedziałam, że musimy iść! - wykrzyczałam, ciągnąc ją za sobą. Chyba po raz pierwszy tak gwałtownie się przy niej zachowywałam. Wiadomo parę razy zdarzyło się,  że podniosłam na nią głos. Jednak dziewczynka dobrze wiedziała, że źle się wtedy zachowywała. Teraz nie było żadnego powodu, abym na nią krzyczała. Byłam zdenerwowana na Darka i chciałam jak najszybciej stracić go z oczu. Niestety moja złość odbiła się na młodszej siostrze.


           Spojrzałam na wyświetlacz telefonu: 23:30. Pora się zbierać. Wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Wyjęłam z niej ciemne rurki, czarny top i granatową bluzę. Szybko się przebrałam w przygotowane rzeczy, związałam włosy w kitkę i po cichu wymknęłam  się z pokoju. Musiałam zachowywać się bezszelestnie. Nie chciałam, żeby rodzice przyłapali mnie na tak późnym wychodzeniu z domu. Dopiero by była afera. W korytarzu szybko założyłam trampki i zarzuciłam na siebie czarną, skórzaną kurtkę. 
           Na zewnątrz było cicho i spokojnie. Nasze osiedle jest spokojne, więc na ulicy nie było żywej duszy. Mimo to bałam się iść sama. Jednak chcąc dowiedzieć się czegoś konkretnego o moim śnie, musiałam spotkać się z Prosperem. Szłam chodnikiem oświetlanym przez latarnie, cały czas rozglądając się na wszystkie strony. W tym momencie nawet najmniejszy szelest mogły mnie wystraszyć. Droga do parku dłużyła mi się niemiłosiernie. Może to dlatego, że zrezygnowałam ze skrótu prowadzącego przez działki.
             Na miejsce dotarłam dwie minuty przed północą. Teraz wystarczy tylko poszukać chłopaka. Postanowiłam, że najpierw zobaczę czy nie ma go przypadkiem przy fontannie. To centralne miejsce parku, więc nie trudno do niego trafić. Niestety myliłam się, nie było go tam. Spojrzałam na telefon. Była już północ. Westchnęłam zrezygnowana. Nagle za swoimi plecami usłyszałam czyjeś kroki.
- Prosper? - spytałam cicho, odwracając się.
- Witaj ponownie, Serafino! - odezwał się rudowłosy.
-  Mówiłam już ci, że nie mam na imię Serafina! - odpowiedziałam zirytowana.
- Wiedziałem, że przyjdziesz. - odrzekł spokojnie, całkowicie ignorując to co przed chwilą powiedziałam. Ten chłopak od samego początku mnie irytował.
- Więc o co chodzi z moim snem? - spytałam. W końcu tylko z tego powodu tutaj przyszłam.
- Spokojnie, wszystko w swoim czasie. Chodźmy! Wytłumaczę ci wszystko po drodze. - odpowiedział i ruszył przed siebie.
- Mam z tobą gdzieś iść? Chyba śnisz! - prychnęłam drwiąco.
- Serafino! Mamy coraz mniej czasu! Musisz ze mną iść! - powiedział podniesionym głosem. 
- Co ja robię? - spytałam samą siebie, ruszając za nim.Mimo tego, że go nie znałam, a jego zachowanie strasznie mnie denerwowało, coś kazało mi mu zaufać.
- Kim ty właściwie jesteś? - spytałam, doganiając chłopaka.
- Jestem twoim Przewodnikiem. - wyjaśnił tym swoim spokojnym głosem.
- Przewodnikiem? - spytałam zdziwiona.
- Tak. Tam skąd pochodzimy to wielki zaszczyt. - wyjaśnił.
- Pochodzimy? My? - po raz kolejny chłopak powiedział coś, co mnie zdziwiło.
- Tak, my. - odparł cicho.
- Ale przecież ja jestem stąd, z Krakowa... Tutaj się urodziłam, tutaj wychowałam. - tłumaczyłam niespokojnie.
- Masz rację. Jednak twój prawdziwy dom jest w całkiem innym miejscu. - odparł.
- Czyli gdzie? - spytałam. Chociaż nie jestem pewna czy chcę się tego dowiedzieć. To wszystko coraz bardziej mnie przeraża. Tylko dlaczego mimo to brnę dalej?
- W Bezkresnej Dolinie. - odpowiedział, zatrzymując się. 
          Dopiero teraz zauważyłam, gdzie jesteśmy. Staliśmy przed wejściem do jakiegoś lasu. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek w nim była. Nawet nie wiedziałam, że w pobliżu mojego domu jest jakiś las. 
- Po co mnie tu przyprowadziłeś? - spytałam, rozglądając się.
- Niedługo się dowiesz. Chodźmy! - powiedział, wchodząc w mrok lasu. 
        Niepewnie ruszyłam za nim. Skoro już zaczęłam się w to bawić, to muszę to zakończyć. Nie mam innego wyboru. Teraz pewnie nawet nie wiedziałabym jak wrócić do domu. W ogóle nie znałam tego miejsca.
       Szliśmy przez las od jakiś dziesięciu minut. Prosper szedł parę kroków przede mną i nie odzywał się słowem. Im dalej byliśmy, tym las robił się gęstszy. Korony drzew nie pozwalały blaskowi księżyca dostać się na dół. Wokół było strasznie ciemno. Do tego zaczęła pojawiać się mgła. Z każdym moim krokiem stawała się ona gęstsza. Co chwilę potykałam się o jakieś kamienie i konary. Na szczęście cały czas nie spuszczałam wzroku z mojego towarzysza. W przeciwieństwie do mnie chłopak szedł pewnie i ani razu się nie potknął.
- To tu! - stwierdził, nagle się zatrzymując. Chłopak wpatrywał się jak zahipnotyzowany w przestrzeń przed nami. Nie wiem co on tam widział. Próbowałam dostrzec coś, ale gęsta mgła uniemożliwiała mi to. Dopiero, gdy wytężyłam wzrok dostrzegłam zarys jakieś niedużej góry.
- Daj rękę! - usłyszałam obok siebie głos Prospera. Bez żadnych oporów wykonałam jego polecenie. Po chwili ruszyliśmy w stronę góry. Gdy podeszliśmy bliżej okazało się, że jest to jednak jaskinia.  
- Teraz trzymaj się mnie mocno. - rzekł szeptem, wciągając mnie do ciemnego wnętrza. Przeszliśmy parę kroków, by ponownie się zatrzymać.
- Zamknij oczy. - usłyszałam kolejne polecenie, które też spełniłam. 
     Kiedy tylko to zrobiłam, poczułam jak chłopak mocniej zaciska palce na mojej dłoni. Potem wyszeptał jakieś nie zrozumiałe dla mnie słowa, jakby w innym, nieznanym języku. Brzmiało to jak jakieś zaklęcie. Delikatny wiatr zaczął owiewać moją twarz. Jednak z każdą sekundą przybierał na sile. Teraz trudno było mi utrzymać się w pozycji pionowej, podmuch był tak mocny. Nie wytrzymałam i otworzyłam oczy. Był to mój błąd. Gdy tylko podniosłam powieki oślepiło mnie niebieskie światło. Po chwili ponownie nastała ciemność. Znów byliśmy w tej samej jaskini.
- Chodź! - zawołał Prosper, ciągnąc mnie za rękę. 
      Gdy przeszliśmy kilka kroków zaczęło robić się coraz jaśniej. Do jaskini wpadały pojedyncze promienie słońca. Coś mi tu nie pasowało. Przecież, kiedy wchodziliśmy tutaj była ciemna i głucha noc. Spędziliśmy w niej najwyżej dziesięć minut, więc do rana jeszcze daleko. Do głowy wpadła mi niepokojąca myśl. Nie jesteśmy już w Krakowie, tylko w...
- Witaj w Bezkresnej Dolinie, Serafino! - zawołał chłopak, wyciągając mnie na zewnątrz.
- Co?! - spytałam zdezorientowana.
- Witaj w domu! - powiedział chłopak z uśmiechem na ustach. 
     O wiele lepiej wyglądał, gdy się uśmiechał. Można by nawet pokusić się o stwierdzenie, że jest przystojny. Tak, z pewnością. Chociaż ma nietypową urodę to pewnie nie jedna dziewczyna obejrzałaby się za nim. 
     Zmieszana, oderwałam wzrok od Prospera. Nie chciałam, aby przyłapał mnie na wpatrywaniu się w niego. Robiąc krok do przodu, rozglądałam się dookoła. Widok był niesamowity. Gdzie sięgnąć okiem rozciągały się zielone łąki i pastwiska. Wszędzie pełno był różnokolorowych kwiatów. Gdzieniegdzie widać było pojedyncze, drewniane chatki. Ludzie tu mieszkający z pewnością, od lat żyli w zgodzie z naturą. 
       Spojrzałam z zachwytem przed siebie. To co zobaczyłam przeszło moje najśmielsze oczekiwania. W oddali, na wzgórzu stał potężny zamek. Otulała go mgła. Widok zapierał dech w piersiach. Czułam się jak bohaterka baśni oglądanych w dzieciństwie. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia w Bezkresnej Dolinie.
- Jak tu pięknie. - szepnęłam, podchodząc do rudowłosego.
- Tak, wiem. - odpowiedział, po raz kolejny się uśmiechając.
- Co teraz? - spytałam po chwili milczenia.
- Musimy dotrzeć do zamku. - powiedział, ruszając przed siebie.



Hej! :)
Kolejny rozdział dodany. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Akcja zaczyna się rozwijać. Co prawda miałam inny pomysł na tą część, ale w trakcie pisania trochę go zmodyfikowałam. Myślę, że taki będzie lepszy.
Mam też nadzieję, że teraz będzie mniej błędów. Sprawdzałam tekst dwa razy, ale mogłam coś przeoczyć. Jeśli znajdziecie jakieś błędy to proszę wybaczcie mi. Jestem początkująca, ale w końcu trening czyni mistrza. :P
Dziękuję wszystkim komentującym. To Wy dajecie mi siłę do dalszego pisania. :)
Pozdrawiam. ;*
I do kolejnego rozdziału!!!

6 lutego 2014

ROZDZIAŁ PIERWSZY - Ból głowy

          Obudził mnie znienawidzony chyba przez wszystkich dźwięk. Dźwięk budzika...Automatycznie wyciągnęłam rękę, aby go wyłączyć. Po chwili w moim pokoju panowała  błoga cisza. Tylko za oknem słychać było budzący się do życia Kraków. Z trudem otworzyłam oczy. Za mną kolejna trudna noc. Obudziłam się bardziej zmęczona niż wczoraj przed snem. To chyba ten dziwny sen tak na mnie wpływa. Zawsze budzę się po nim strasznie spocona i do tego zmęczona jak po przebiegnięciu maratonu. Po dłuższej chwili zmusiłam się do wstania z łóżka. Wolnym krokiem podeszłam do okna i odsłoniłam roletę. W tym momencie pomieszczenie wypełniły promienie porannego słońca. Uśmiechnęłam się na ten widok. Czuć było już wiosnę, a ja uwielbiam tę porę roku. Wszystko budzi się do życia. Wszędzie słychać śpiew ptaków, świat staje się bardziej kolorowy....Przyjaźniej nastawiona do świat podeszłam do szafy poszukać stroju na dziś. Po 20 minutach schodziłam już na dół w pełni ubrana, umalowana i uczesana.
- Cześć mamo! - powiedziała wchodząc do kuchni.
- Witaj córciu. Zjesz coś? - spytała otwierając już lodówkę.
- Nie, dzięki. Nie jestem głodna. - odparłam, jak zwykle co rano jest ten sam problem z śniadaniem.
- Karolina! Ty za mało jesz. - stwierdziła lekko zirytowana mama.
- Daj spokój... Nie jem tylko rano śniadania. Dobrze wiesz, że nie lubię tak wcześnie jeść. - odparłam, nalewając sobie soku.
- Ale wiesz, że śniadanie to najważniejszy... -  zaczęła prawic te swoje "mądrości".
- Tak mamo, wiem. - przerwałam jej szybko. Taka sytuacja powtarza się prawie każdego ranka. Jest to strasznie irytujące, ale to moja mama i wiem doskonale, że ona po prostu się o mnie troszczy. Jednak czasem trudno z nią wytrzymać, ale i tak strasznie ją kocham.
- No więc co zjesz? - mama nadal nie dawała za wygraną.
- Nic... Muszę już lecieć, bo Ewelina pewnie czeka pod domem. - odparłam, odkładając szklankę do zlewu.
- Ale nic nie zjadłaś. - drążyła dalej.
- Spokojnie, zjem coś w szkole. Pa! - powiedziałam wychodząc z kuchni. Gdy zakładałam kurtkę słyszałam, jak mama narzeka na mnie pod nosem. Uśmiechnęłam się sama do siebie, to u niej norma.
    Po chwili szłam już w stronę szkoły, gdzie w pewnym momencie miała do mnie dołączyć moja przyjaciółka Ewelina. Uwielbiam ją, ale w szkole dziewczyna jest mało lubiana. Może to przez jej specyficzny styl bycia, niestety nie każdy ją rozumie. Na szczęście ja dogaduję się z nią bez problemów, zawsze mogę na nią liczyć. Reszta po prostu nie poznała jej prawdziwej twarzy. Wbrew pozorom Ewela to wrażliwa i miła dziewczyna. Znamy się od ośmiu lat, odkąd dziewczyna wraz z rodzicami wprowadziła się na moje osiedle. Za zakrętem zobaczyłam idącą w moją stronę przyjaciółkę.
- Cześć kochana! - przywiała się, całując mnie w policzek.
- Hejka! - odpowiedziałam, uśmiechając się.
- Co słychać? -spytała po chwili dziewczyna.
- Od wczoraj nic się nie zmieniło, a u ciebie? - odpowiedziałam, patrząc na przyjaciółkę.
- No niby też nic.... - zaczęła niepewnie Ewelina. 
- Ale? - spytałam, śmiejąc się. Wiedziałam, że coś musiało się wydarzyć.
- Umówiłam się w końcu z Dawidem na randkę. -odpowiedziała, rumieniąc się.
- No nareszcie! To kiedy ta randka?- spytałam. Cieszyłam się razem  z nią. 
    Dawid to chłopak, którego przypadkiem poznałyśmy w kinie jakieś dwa tygodnie temu. Ewelina od razu mu się spodobała. Chłopak był bardzo sympatyczny i przystojny, jednak nie w moim typie.
- Dzisiaj o dwudziestej, idziemy do kina. - odpowiedziała zadowolona.
- To super. - odparłam. Po piętnastu minutach byłyśmy pod szkołą. Do lekcji została nam jeszcze chwila, więc postanowiłyśmy poszukać Darka. 
      To był nasz kumpel z klasy. Co prawda raczej nie traktowałyśmy go jako przyjaciela, ale lubiłyśmy z nim spędzać czas. Zawsze miał jakieś zwariowane pomysły. Przez niektóre z nich mieliśmy nie raz kłopoty, ale przecież trzeba się czerpać z życia jak  najwięcej dopóki tylko jest taka możliwość. Po chwili spotkaliśmy blondyna pod salą gimnastyczną, gadał z chłopakami z klasy jego młodszego brata. Chłopak stał tyłem do nas, więc postanowiłam skorzystać z okazji. Podeszłam do niego i zakryłam mu oczy rękami.
- Zgadnij kto to? - spytałam.
- Hmm... Niech pomyślę... - zaczął chłopak. Jednak po chwili, nawet nie zauważyłam kiedy, stał już odwrócony w moją stronę.
- Cześć piękna!- powiedział, słodko się uśmiechając. 
- Hej brzydalu! - odpowiedziałam, wytykając na niego język.
- Osz ty! - zawołał, szykując się do ataku na mnie.
- Hej! Ja też tutaj jestem! - zawołała Ewelina, dzięki czemu zostałam uratowana przed łaskotkami.
- Hej mała! - przywitał się Darek, podając jej rękę.
Po chwili usłyszeliśmy dzwonek na lekcję, więc trzeba było się zbierać.
- Co mamy pierwsze?- usłyszałam za sobą głos blondyna.
- Polski! Czy ty nigdy nie zapamiętasz planu? - spytałam ze śmiechem.
- Po co? Od tego mam was. - odpowiedział, szczerząc się. 
- No fakt... Ale co ty byś bez nas zrobił? - spytała Ewelina.
-Zginąłby, biedak. - odparłam zdecydowanie.
-Ej, bez przesady. Ja jestem bardzo zaradny. - oburzył się chłopak.
- Tak, wmawiaj sobie. - rzuciłam, siadając w ławce. Jak zwykle pani siedziała jeszcze w swoim kantorku. Zanim z niego wyszła minęło jakieś dziesięć minut, więc mieliśmy jeszcze chwile na rozmowę. 
      Lekcja minęła dość szybko, poza tym, że mieliśmy sprawdzian to było okej. Następną lekcją był historia. Nawet lubię ten przedmiot, choć mam wielki problem z zapamiętywaniem dat. 
     W czasie przerwy postanowiliśmy pójść pod klasę, gdzie miała odbywać się lekcja i tam zaczekać na przyjście nauczyciela. Gdy staliśmy razem z resztą ludzi z klasy nagle strasznie zaczęła boleć mnie głowa. Ostatnio często mi się to zdarzało. Na szczęście, choć był dość silny, to był także krótkotrwały. Tłumaczyłam sobie go zwykłym przemęczeniem. Ostatnio źle sypiałam, wiadomo co było tego powodem - sen o zielonookim. Do tego dochodziła też nauka, które w technikum jest oczywiście sporo. Tym bardziej, że zbliża się koniec roku szkolnego.  
***
          Niestety przerwa już dawno minęła, a ból nie. Wręcz przeciwnie, stał się jeszcze mocniejszy. Z minuty na minutę czułam się coraz gorzej. Dzwoniło mi w uszach i robiło mi się słabo. Z trudem zapisywałam dyktowaną przez nauczyciela notatkę. Litery zaczęły mi się rozmazywać.
- Karola, wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? - usłyszałam obok siebie zatroskany głos Darka, z którym siedziałam w ławce.
- Tak... To tylko ból głowy... Zaraz mi przejdzie. -odparłam słabo.
- Ty jesteś blada jak ściana, idziemy do pielęgniarki. - zdecydował stanowczo chłopak. Nie protestowałam już. Po chwili blondyn zgłosił nauczycielowi, że idzie mnie zaprowadzić do pielęgniarki, bo źle się czuję. Mężczyzna widząc mnie w takim stanie od razu się zgodził. 
- Idziemy, wstawaj mała. -usłyszałam nad sobą głos Darka, który chciał pomóc mi wstać.
- Dam sobie radę. - odparłam, wstając. Niestety, nie dałam rady. Gdy zrobiłam pierwszy krok momentalnie zrobiło mi się ciemno przed oczami i upadłam. 
          Gdy otworzyłam oczy, nie byłam już w klasie, nie byłam już nawet w szkole. Stałam nad przepaścią, tą samą co w moim śnie o zielonookim. Tak samo jak w śnie nie wiadomo skąd pojawił się przede mną chłopak. Był mniej więcej w moim wieku. Miał gęste kasztanowe włosy. Jednak najbardziej przyciągały uwagę jego niesamowite zielone oczy. Nigdy nie widziałam tak intensywnej zieleni. Jego spojrzenie było wręcz hipnotyzujące, trudno było oderwać wzrok od jego tęczówek. Chłopak był coraz bliżej mnie, dzielił nas tylko dwa kroki. Odruchowo zrobiłam krok w tył. Niestety był to o jeden krok za dużo. Wpadłam w przepaść. Jednak zdążyłam złapać się jakiejś wystającej gałęzi. Gdy uniosłam do góry oczy nad swoja głową zobaczyłam rękę zielonookiego. 
- Daj rękę. Zaufaj mi! - odezwał się cicho, patrząc mi w oczy. Wszystko było tak jak w moim śnie. Tylko, że w sen zawsze kończył się w tym momencie. Jednak tym razem było inaczej. Niepewnie wyciągnęłam wolną rękę i podałam ją chłopakowi. Ten mocno mnie chwycił i wciągnął na górę. Wtedy poczułam ciepło i po raz kolejny zrobiło mi się ciemno przed oczami...



I to koniec tego rozdziału :)
Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Trochę się nad nim namęczyłam :) 
Pierwszy rozdział dedykuję moim pierwszym czytelniczkom.
Fokusowa17, Czarna WrOnA, estamor, Melody i Aressia to dla Was ;***
Dziękuję za miłe komentarze!!!
Kolejny rozdział może pod koniec przyszłego tygodnia. Mam teraz ferię, więc pewnie znajdę czas, żeby coś napisać.
Buziaki dla wszystkich czytających :*** 
    

3 lutego 2014

PROLOG

10 maja 2013r.
Witaj Pamiętniku! Jest już późno, a ja oczywiście jak zwykle nie mogę zasnąć. W sumie to chyba się do tego powoli przyzwyczajam...
Dzisiejszy dzień minął dość szybko i przyjemnie, nie działo się nic szczególnego. Wiadomo szkoła, nauka, spotkanie z przyjaciółmi i domowe obowiązki. Dzień jak co dzień.
Zbliżają się moje osiemnaste urodziny. Trochę się ich boje, w końcu to pierwszy krok w dorosłość. To czas podsumowań, ale także czas zmian. Podświadomie czuję, że będą to dla mnie wielkie zmiany. Mam nadzieję, że na lepsze;)
I to chyba tyle na dziś:) Dobranoc :*
                                                                                                                                                     K.
P.S. Ciekawe czy dzisiaj też przyśni mi się ZIELONOOKI?

 

Obserwatorzy